Poloniści stają na głowie, żeby zrealizować bodaj pro forma treści programowe, pędzą z lekturami, zastanawiają się,
jak znaleźć czas na oswojenie uczniów z zadaniami jawnymi CKE, które - tak na marginesie - ulegają nieustannym zmianom w postaci
aneksowania listy zadań. Ci z nauczycieli, którzy z kolei zdają sobie sprawę, że podstawą pracy polonistycznej jest uczenie potencjalnych
czytelników smakowania literatury, budzą się po nocach z lękiem wynikającym z faktu, że popełnili przestępstwo, polegające na
niezrealizowaniu wszystkich treści programowych.
Żyjemy dalej w schemacie edukacji postpruskiej, a więc ścigamy uczniów, musztrujemy, straszymy tym
i owym, głównie ocenami. Co prawda pani Ministra Edukacji posługuje się terminem ocenoza (nie wiem, czy sama go
wprowadziła jako pierwsza), niemniej jednak nic z tego nie wynika.
A już absurdem jest egzamin ustny z języka polskiego, wymagający od uczniów pamiętania treści nazbyt wielu utworów.
Twórcy tej całej koncepcji po prostu przesadzili. Warto byłoby sprawdzić przed jakąś obiektywną komisją, jak oni sami poradziliby sobie
z tymi zadaniami.