Interpretacja wiersza Jeździec Lieberta
W wierszu Jeździec Jerzego Lieberta podjęty został problem relacji człowiek - Bóg. Cechą tej relacji jest jej niezwykła dynamika.
Uciekałem przed Tobą w popłochu,
Chciałem zmylić, oszukać Ciebie —
Tytułowy Jeździec jest metaforą Boga, przed którym podmiot liryczny próbował uciekać. Była to ucieczka paniczna, w popłochu.
Uciekający nie ukrywa, że chciał Boga w jakiś sposób oszukać, aby umknąć przed jego obecnością. Stało się jednak inaczej, bowiem podmiot liryczny był również pod
presją oddziaływania drugiej części swojej osobowości - tej, która zmuszała go niejako do zaprzestania ucieczki, do zgięcia kolan. Chciałem zmylić, oszukać Ciebie —
Strofę pierwszą zamyka niezwykła metafora obrazująca obecność tej siły, która hamowała ucieczkę.
Lecz co dnia kolana uparte
Zostawiały ślady na niebie.
Klęczenie nabiera hiperbolicznego wymiaru: odbywa się tu, na ziemi, ale ślady pozostawia w niebie. Jest czymś na wskroś fizycznym, a jednak
wpisuje się w transcendencję i w tym ludzkim geście sfera profanum przeistacza się w sacrum. Zostawiały ślady na niebie.
W efekcie podmiot lirycznym poddaje się, a owo zatrzymanie w ucieczce opisuje poprzez metaforykę konną.
Dogoniłeś mnie, Jeźdźcze niebieski,
Stratowałeś, stanąłeś na mnie.
Ległem zbity, łaską podcięty,
Jak dym, gdy wicher go nagnie.
Wers pierwszy drugiej strofy jest oczywiście potwierdzeniem, że mamy tu do czynienia z metaforą Boga (Jeździec niebieski), a ponadto zwraca
uwagę forma gramatyczna uruchamiająca apostrofę - Jeźdźcze niebieski. Stratowałeś, stanąłeś na mnie.
Ległem zbity, łaską podcięty,
Jak dym, gdy wicher go nagnie.
Dalsza część stanowi warstwę metaforyki hippicznej: stratowanie i podcięcie.
Stwierdzenie ległem zbity przywodzi na myśl konsekwencje walki z Bogiem, jakie poniósł Jakub zmagający się z Aniołem. Zyskał on Boże błogosławieństwo, ale stał się chromy (wywichnięcie stawu biodrowego). Metaforyczną analogię możemy odnaleźć w stwierdzeniu podmiotu lirycznego, że został łaską podcięty, ale jest to analogia odwrócona: w Księdze Rodzaju to człowiek zmusza Boga do błogosławieństwa, u Lieberta - Bóg dogania człowieka, staje na nim, obala go siłą swojej łaski. To wszystko wpisuje się w znane nam dobrze paradoksy wiary.
Ciąg dalszy owych paradoksów znajdziemy w kolejnych strofach.
Nie mam słów, by spod Ciebie się podnieść,
Coraz cięższa staje się mowa.
Czyżby słowa utracić trzeba,
By jak duszę odzyskać słowa?
Czyli trzeba aż przejść przez siebie,
Twoim słowom siebie zawierzyć —
Jeśli trzeba, to tratuj do dna,
Jestem tylko twoim żołnierzem.
Zdeptanie przez Boga jest wyrazem łaski, która przekłada się też na inne poziomy świadomości podmiotu lirycznego. Oto pojawia się kwestia słów,
a więc jesteśmy w przestrzeni dla poezji (ale też religii) zasadniczej. I tutaj również refleksja oparta jest na paradoksie - żeby odzyskać słowa, a właściwie - aby ozdyskać
słowa czyste, trzeba je najpierw utracić. Trzeba zamilknąć w obliczu obecności Boga, aby móc zacząć mówić na nowo. Coraz cięższa staje się mowa.
Czyżby słowa utracić trzeba,
By jak duszę odzyskać słowa?
Czyli trzeba aż przejść przez siebie,
Twoim słowom siebie zawierzyć —
Jeśli trzeba, to tratuj do dna,
Jestem tylko twoim żołnierzem.
Nasycona paradoksami jest również ostatnia strofa, która puentuje utwór.
Jedno wiem, i innych objawień
Nie potrzeba oczom i uszom —
Uczyniwszy na wieki wybór,
W każdej chwili wybierać muszę.
Poddanie się Bogu - tak obrazowo ujęte w metaforze stratowania przez Jeźdźca - nie oznacza w najmniejszym stopniu gwarancji spokoju i pokoju.
Dokonanie wyboru nie jest żadnym zwieńczeniem i zakończeniem. Podmiot liryczny ma świadomość, że życie człowieka to stan, w którym stajemy permanentnie w obliczu
konieczności wyborów. Nie potrzeba oczom i uszom —
Uczyniwszy na wieki wybór,
W każdej chwili wybierać muszę.