Jakub Żulczyk, Informacja zwrotna


Informacja zwrotna - powieść o alkoholiku

      Mimo narzekań na słabe czytelnictwo w Polsce, liczba publikacji dzieł artystycznych rośnie. Prawda jest jednak taka, że nie wszyscy odnoszą sukces. Ba, sukces przypada w udziale garstce.
      W tym kontekście rodzi się pytanie o czynniki sprawcze powodzenia książki, zwłaszcza jeśli chodzi o gatunek powieściowy. Czy jest to kwestia oszałamiających pomysłów co do toku akcji (jak u Remigiusza Mroza), czy może specyficzny styl (jak w przypadku stylu dresiarskiego opartego na nadmiarze wulgaryzów u Doroty Masłowskiej)? Z pewnością tak. Ale jednym z istotniejszych żródeł siły książki - siły, która przyciąga czytelników - jest szczerość. Szczerość aż do bólu.

Na czym polega szczerość w utworze fikcjonalnym?

      No właśnie. O jak rozumianą szczerość tutaj chodzi?
      U Masłowskiej jest to kwestia braku zahamowań językowych. Ona potrafiła zredukować do minimum autocenzurę, gdyż w innym przypadku narracja stałaby się wyblakła i pozbawiona autentyczności językowej.
      A co zadziałało u Jakuba Żulczyka? Zdaje się, że między innymi pierwszy akapit Podziękowań.

      Dziękuję Marysi i Mariuszowi, moim terapeutom, którzy zaprowadzili mnie na drogę trzeźwości. Nie chcę myśleć, jak byłoby dziś bez Was.

      W zasadzie to chyba jednak trzeba zwrócić uwagę na cały tekst Podziękowań, gdzie mowa jest o ośrodku terapeutycznym Olcha, o grupie Drewno, o informacjach Jana Śpiewaka na temat afery reprywatyzacyjnej w Warszawie itd.
      W ten sposób uzyskujemy pewność, że "świadomość" narratora ma solidny grunt osadzony na ekstremalnych doświadczeniach autora, jego traumie, ale i woli pokonania nałogu oraz motywacji, która doprowadziła autora do konstrukcji dzieła o takim a nie innym kształcie oraz napięciu treści i formy.

Kim jest Marcin Kania?

      Takie pytanie stawia na samym początku narrator-bohater i chyba nie chce w tym momencie nazywać rzeczy po imieniu. Mówi tylko: "Wiadomo, kim jestem". Słowo "alkoholik" nie pada. Prolog brzmi jak wyznanie nałogowca skierowane w jakiejś mierze do uczestników grupy AA, a w innej mierze - do czytelnika.
      Kim więc jest Kania?
      Pracował w przemyśle rozrywkowym (ale określił tę aktywność jako "lepienie w szlamie"). Był muzykiem, menedżerem, wydawał pismo o muzyce (stwierdza, że się nieźle rozchodziło), zakładał pierwsze portale internetowe. Przede wszystkim jednak był autorem jednego przeboju, który przyniósł mu duże pieniądze zarobione na tantiemach za "starą i głupią piosenkę".
      Ma pięćdziesiąt lat, jest żonaty, ale w separacji. I to, co mówi o rodzinie, jest wstrząsające.

Alkoholik nie traci rodziny, on ją zabija
      Druga strona Prologu przynosi zmianę tonacji. Marcin Kania nazywa tutaj rzeczy po imieniu i nie ma litości nad sobą. Akapit poświęcony rodzinie mówi sam za siebie.

      Mówi się, że przez alkohol traci się rodzinę. Nie, nie tylko. Rodzinę się zabija. Najpierw morduje się każdego z jej członków z osobna.

      To "mordowanie" jest metaforą niszczenia rodziny, ale - jak ze zdumieniem odkrywa Kania - w pewnym momencie pojawia się obawa, że może to nie być tylko metafora. Kania nie jest pewien, co się stało z jego synem, nie pamięta, ale czegoś się bardzo lęka, bowiem syn zaginął, a on jako ostatni miał z nim kontakt.

Język równa się człowiek

      Literatura jest zapisem człowieka, formą ekspresji prawdy o człowieku.



Powrót na stronę JAKUB ŻULCZYK