Fragmenty tekstów do interpretacji porównawczej: Władysław Stanisław Reymont Chłopi Heinrich Böll Rozmyślania o irlandzkim deszczu

Fr. Chłopów z motywem deszczu

      Szara kurzawa deszczów przysłoniła świat, wypiła barwy, zgasiła światła i zatopiła w mrokach ziemię, że wszystko wydało się jakby sennym majaczeniem, a smutek wstawał z pól przegniłych, z borów zdrętwiałych, z pustek obumarłych i wlókł się ciężkim tumanem; przystawał na głuchych rozstajach, pod krzyżami, co wyciągały rozpacznie ramiona, na pustych drogach, gdzie nagie drzewa trzęsły się z zimna i łkały w męce – do opuszczonych gniazd zaglądał pustymi oczami, do rozwalonych chałup – na umarłych cmentarzach tłukł się wśród mogił zapomnianych i krzyży pogniłych i płynął światem całym; przez nagie, odarte, splugawione pola, przez wsie zapadłe i zaglądał do chat, do obór, do sadów, aż bydło ryczało z trwogi, drzewa się przyginały z głuchym jękiem, a ludzie wzdychali żałośnie w strasznej tęsknocie – w nieutulonej tęsknocie za słońcem. […]
      Cicho było we wsi, tylko gdzieniegdzie młócono po stodołach, ale z rzadka, bo wieś cała była na kapuśniskach.
      Pustka leżała na błotnistej, rozmiękłej drodze i pusto było w obejściach i przed domami, czasami tylko ktoś zamajaczył we mgle i ginął wnetki, że tylko człapanie trepów po błocie było słychać albo wóz naładowany kapustą wlókł się wolno od torfowisk i rozganiał gęsi, brodzące za liściami spadłymi z wozów.
      Staw szamotał się w ciasnych brzegach i przybierał ciągle, bo aż się przelewał w niższych miejscach na drogę po Borynowej stronie, sięgał płotów i bryzgał pianą na ściany chałup.
      Cała wieś była zajęta wycinaniem i zwożeniem kapusty; pełno jej było po klepiskach, sieniach i izbach, a jak u niektórych i pod okapami siniały kupy główek.[…]
      Spieszono się na gwałt, bo deszcz prawie nie ustawał, a drogi robiły się grząskie, nie do przebycia. […]
      W dali przemglonej, nad rzeką, co płynęła z szumem wskróś gęstych zarośli, siniejących niby chmura, czerniały stogi torfu i wozy, do których donoszono kapustę w płachtach, bo z powodu rozmiękłego gruntu dojechać nie było można do kapuśnisków.
      Docinali już niektórzy i zabierali się do domu, więc i głosy coraz mocniejsze rozlegały się w mgle i leciały z zagonu na zagon. […]
      Jakoż i noc nadchodziła, mrok gęstniał i czerniał, a deszcz się wzmagał, że tylko pluskało po rozmiękłej ziemi i rowach, jakby kto ziarnem sypał.

Fr. Rozmyślań o irlandzkim deszczu z motywem deszczu

      Deszcz jest tu absolutny, wspaniały i przerażający. Nazywanie go niepogodą jest równie niestosowne, jak nazywanie palących promieni słońca ładną pogodą.
      Oczywiście można użyć słowa niepogoda, ale ten deszcz nią nie jest. Jest to po prostu pogoda będąca szarugą. Wyraźnie przypomina nam, że jej żywiołem jest woda, spadająca woda. A woda jest twarda. Raz podczas wojny byłem świadkiem, kiedy płonący samolot spadał na wybrzeże Atlantyku; pilot wylądował na plaży i uciekł z pobliża eksplodującej maszyny. Później zapytałem go, dlaczego nie usiadł z palącym się samolotem na wodzie, a on mi odpowiedział:
      – Bo woda jest twardsza niż piasek.
      Nigdy mu nie uwierzyłem, ale tutaj to zrozumiałem. Woda jest twarda.
      A ileż wody zbiera się na ponad czterech tysiącach kilometrów oceanu, wody, która raduje się, że wreszcie znalazła się nad ludźmi, wreszcie nad domami, wreszcie nad stałym lądem […]. Ostatecznie czy deszczowi może sprawiać przyjemność wpadanie wciąż tylko do wody?
      Kiedy później gaśnie światło elektryczne, kiedy pierwszy jęzor kałuży wyciąga się ku drzwiom, bezdźwięcznie i gładko, migocąc w blasku ognia na kominku; kiedy zabawki, które dzieci naturalnie zostawiły na dworze, kiedy korki i kawałki drewna nagle zaczynają pływać i jęzor kałuży je unosi, kiedy przestraszone dzieci zbiegają ze schodów, przysiadają przed kominkiem (bardziej zdziwione niż przestraszone, bo i one czują, jak chętnie spotyka się wiatr z deszczem, rozumieją, że to wycie jest wyciem z radości), wtedy człowiekowi przychodzi na myśl, że nie byłby tak godny arki, jak był jej godny Noe…
      Głupota ludzi z głębi lądu każe im otwierać drzwi, żeby zobaczyć, co się dzieje na dworze. Wszystko się dzieje: z dachówkami i rynnami, nawet mur nie budzi wielkiego zaufania. […]
      Dobrze jest mieć zawsze w domu świece, Biblię i trochę whisky, jak żeglarze przygotowani na sztorm; do tego talię kart, tytoń, druty i włóczkę dla kobiet, bo sztorm ma długi oddech, deszcz ma dużo wody, a noc jest długa. Kiedy później od okna sunie drugi jęzor kałuży, który łączy się z pierwszym, kiedy zabawka powoli podpływa pod okno, dobrze jest zajrzeć do Biblii i sprawdzić, czy obietnica, że drugi potop nie zostanie na świat zesłany, rzeczywiście została dana. Została. Można zapalić następną świecę, następnego papierosa, można znowu potasować karty, nalać whisky, powierzyć siebie bębnieniu deszczu, wyciu wiatru, klekotowi drutów. Obietnica została dana.


Powrót na stronę INTERPRETACJA PORÓWNAWCZA REYMONT BÖLL