Krzysztof Kamil Baczyński Pokolenie

Interpretacja wiersza Pokolenie

      Przyroda jest obecna w utworach literackich na różne sposoby. Czasami stanowi tło wydarzeń, innym razem współistnieje z planem wydarzeń rozgrywających się w przestrzeni człowieka, a bywa, że staje się swoistym bohaterem i zasadniczym punktem odniesienia życia człowieka i zbiorowości.
      W wierszu Pokolenie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego natura - ujęta w plastyczne i dynamiczne obrazy piękna i obfitości - mocno kontrastuje z obrazami tego, co dzieje się w przestrzeni wojny. Na tym tle poeta snuje refleksje o sytuacji moralnej pokolenia odbywającego specyficzną, wojenną edukację. Baczyński zadaje również pytania o przyszłość i problem pamięci, dając wyraz obawom, czy przyszłe pokolenia będą pamiętały o tym, co stało się udziałem pokolenia wojennego.
      Wiersz Baczyńskiego ma nieprzypadkową, trójczłonową konstrukcję. Jej pierwsza część (strofy 1-5) oparta jest na kontraście i opozycji.
      Silny kontrast widać już w pierwszej strofie.

Wiatr drzewa spienia. Ziemia dojrzała.
Kłosy brzuch ciężki w górę unoszą
i tylko chmury - palcom czy włosom
podobne - suną drapieżnie w mrok.

      Wiersz napisany został 22 lipca 1943 roku, co ma swoje znaczenie. Koniec lipca to już okres obfitości, czego plastycznym obrazem są ciężkie kłosy zbóż.
      Wspomniany kontrast zostaje jednak rozmyty, ponieważ piękno przyrody zostało już naznaczone specyficznym sposobem widzenia podmiotu lirycznego. W idylliczny obraz drzew, dojrzałej ziemi, kłosów i chmur wkradły się skojarzenia antropomorficzne (brzuchy, palce, włosy). Tak zazwyczaj piękna przyroda zaczyna się przeistaczać w naturę drapieżną, ale jest to przede wszystkim kwestia nie przyrody samej w sobie, ale konsekwencja sposobu jej postrzegania przez człowieka.
      Kolejne strofy zostały skonstruowane analogicznie - na zasadzie paralelizmu obrazowego.

Ziemia owoców pełna po brzegi
kipi sytością jak wielka misa.
Tylko ze świerków na polu zwisa
głowa obcięta strasząc jak krzyk.

Kwiaty to krople miodu - tryskają
ściśnięte ziemią, co tak nabrzmiała,
pod tym jak korzeń skręcone ciała,
żywcem wtłoczone pod ciemny strop.

      Widać jednak w strofie drugiej istotną różnicę: sygnalizowany niepokój z pierwszej strofy uległ transformacji w pełen grozy obraz zwisającej ze świerku obciętej głowy. Tym razem nie ma już rozmycia kontrastu, ale występuje on tutaj w całej rozciągłości, oparty na zestawieniu metafory misy ziemi pełnej owoców i wstrząsającego, bardzo konkretnego obrazu rzeczywistości wojennej.
      Z kolei między strofą czwartą a piątą pojawia się dodatkowo nie tyle kontrast, ile opozycja: to co nad ziemią (niebo, samoloty) i to, co pod ziemią (korzenie, ludzka krew).

Ogromne nieba suną z warkotem.
Ludzie w snach ciężkich jak w klatkach krzyczą.
Usta ściśnięte mamy, twarz wilczą,
czuwając w dzień, słuchając w noc.

Pod ziemią drżą strumyki - słychać -
Krew tak nabiera w żyłach milczenia,
ciągną korzenie krew, z liści pada
rosa czerwona. I przestrzeń wzdycha.

      Pomiędzy tym, co na górze i tym, co na dole, usytuowani są jeszcze żyjący ludzie o wilczych twarzach - co stanowi prostą metaforę wyrażającą zjawisko daleko posuniętej dehumanizacji.
      Druga część utworu (strofy 6-9) zbudowana została w oparciu o anafory stroficzne uruchamiające tematykę wojennej edukacji młodego pokolenia.

Nas nauczono. Nie ma litości.
Po nocach śni się brat, który zginął,
któremu oczy żywcem wykłuto,
Któremu kości kijem złamano,
i drąży ciężko bolesne dłuto,
nadyma oczy jak bąble - krew.

Nas nauczono. Nie ma sumienia.
W jamach żyjemy strachem zaryci,
w grozie drążymy mroczne miłości,
własne posągi - źli troglodyci.

Nas nauczono. Nie ma miłości.
Jakże nam jeszcze uciekać w mrok
przed żaglem nozdrzy węszących nas,
przed siecią wzdętą kijów i rąk,
kiedy nie wrócą matki ni dzieci
w pustego serca rozpruty strąk.

Nas nauczono. Trzeba zapomnieć,
żeby nie umrzeć rojąc to wszystko.
Wstajemy nocą. Ciemno jest, ślisko.
Szukamy serca - bierzemy w rękę,
nasłuchujemy: wygaśnie męka,
ale zostanie kamień - tak - głaz.

      Wprowadzone anafory i powtórzenia wywołują efekt nieprzypadkowy, a mianowicie pewnego rodzaju podniosłość, która bardzo szybko ulega rozbiciu poprzez drastyczne obrazy wojennych okrucieństw (wykłute oczy, kije) i poprzez stwierdzenia określające zatrważający proces przemiany człowieka w istotę człekokształtną. Druga część lirycznego szkicu obrazu pokolenia wojennego kończy się metaforą przemiany serca w kamień, co w czytelny sposób wyraża proces zobojętnienia, zatraty tego wszystkiego, co powinno być ostoją człowieczeństwa.
      Trzecia część tekstu zawiera odniesienia do przyszłości. Pojawia się tutaj niepokój o pokolenia następne, które być może nie będą pamiętały o tym, co przeżywało pokolenie wojenne.

I tak staniemy na wozach, czołgach,
na samolotach, na rumowisku,
gdzie po nas wąż się ciszy przeczołga,
gdzie zimny potop obmyje nas,
nie wiedząc: stoi czy płynie czas.
Jak obce miasta z głębin kopane,
popielejące ludzkie pokłady
na wznak leżące, stojące wzwyż,
nie wiedząc, czy my karty iliady
rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie,
czy nam postawią, z litości chociaż,
nad grobem krzyż.

      Strofa zamykająca wiersz osadzona jest na dwóch metaforach. Pierwsza z nich - wąż ciszy - jest oryginalnym ujęciem motywu vanitas w perspektywie międzypokoleniowej. Druga - karty iliady - uruchamia pytanie o pamięć jako w zasadzie jedyny wyznacznik sensu cierpienia. I jest to pytanie zamknięte dużą dozą wątpliwości.



Powrót na stronę główną
KRZYSZTOF KAMIL BACZYŃSKI