Stefan Chwin Hanemann

O powieści Hanemann Stefana Chwina

      To już tyle lat. Hanemann Stefana Chwina był książką roku 1995, a ja trzymam w ręku wydanie z roku 1996 Wydawnictwa Marabut.
      Zawsze mnie zadziwiają sposoby wciągania czytelnika w przestrzeń utworu literackiego. Pamiętam z czasów studenckich przyjaciela, który wymusił na mnie przeczytanie siedemdziesięciu stron powieści Józef i jego bracia Thomasa Manna. Dobrnąłem do dwudziestu i miałem dość. Przyjaciel nie popuścił. I stało się. Przeczytałem wszystkie tomy.
      Powieść Hanemann zaczyna się jakby plotkarsko. Coś się wydarzyło, ktoś coś powiedział, ktoś inny nie był pewny, ... . Wiadomo tylko tyle, że coś się wydarzyło czternastego sierpnia.
      Akcja powieści rozpoczyna się w przedwojennym Gdańsku. Hanemann jest profesorem anatomii, który pewnego dnia podnosi płótno przykrywające zwłoki i dostrzega ciało swojej narzeczonej. Luiza Berger zginęła w katastrofie statku w niejasnych okolicznościach, a jej śmierć wywołała głęboki kryzys egzystencjalny u Hanemanna.

Kto jest właściwie narratorem?

      Intrygujące powieści mają często do siebie to, że narrator jawi się jako ktoś tajemniczy, umieszczony pomiędzy narratorem autorskim a bohaterami, bez owej zdewaluowanej wszechwiedzy. Ta tradycja pojawiła się oczywiście znacznie wcześniej, bo już za czasów Byrona. A Chwin wyzyskał na swój sposób.

      Więc Martin Retz był „melancholikiem” i to, co mówił o Hanemannie, musiało być nieuchronnie przeniknięte melancholią, która - pani Stein nie miała wątpliwości – nadaje zawsze fałszywą barwę wszystkiemu, o czym myślimy. Był „melancholikiem” - Hilda Wirth, u której Retz mieszkał na Am Johannisberg i która budziła go co rano ostrożnym pukaniem w oszklone drzwi, z pewnością potwierdziłaby taką opinię. Bo przecież któż inny woziłby ze sobą w czarnym neseserze, otuloną w skrawek króliczego futerka, tę małą gipsową twarz nieznanej dziewczyny, którą pani Wirth ujrzała któregoś popołudnia w pokoju Retza, małą gipsową twarz podobną do perłowej muszli, ustawioną na półce mahoniowego kredensu? Dlaczego ktoś tak zrównoważony i stanowczy, aż do przesady dbający, by spinka do krawata pasowała do spinek od mankietów, ustawił na kredensie tę białą gipsową twarz, w której nie było przecież niczego nadzwyczajnego - ot, gipsowy odlew twarzy nieznajomej dziewczyny, która mogła być jego młodszą siostrą, choć z pewnością nią nie była? (Czyż jednak można winić panią Wirth - którą trudno było posądzać o brak znajomości życia - że nie wiedziała, iż podobne gipsowe twarze ozdabiają salony i sypialnie w tysiącach domów w Alzacji, Lotaryngii i Dolnej Saksonii, nie mówiąc już o środkowej Francji?) 1

      Stosując zabieg określany jako mowa pozornie zależna, rozmywa pisarz jednoznaczność pozycji narratora. Bo któż tu właściwie opowiada: pani Stein? Niby tak. Ale czyjeż jest to wtrącenie w nawiasie. Też pani Stein? No raczej nie. Tą wiedzą o Nieznajomej z Sekwany dysponuje raczej narrator.
      Siłą artystyczną powieści Chwina jest więc sposób prowadzenia narracji i sięganie po intrygujące motywy wykorzystywane chętnie w przestrzeni kultury, takie jak motyw Nieznajomej z Sekwany.

how2html logo
Nieznajoma z Sekwany
      Spryt artystyczny Chwina polega na zasugerowaniu związku między wspomnianym wyżej posążkiem Nieznajomej z Sekwany a śmiercią Luizy Berger, ukochanej Heinemanna, która również utonęła w niewyjaśnionych okolicznościach.

Czy płód może być narratorem?

      I to jest kolejne zaskoczenie narracyjne. Przeczytałem naprawdę sporo książek, ale z taką sytuacją jeszcze się nie zetknąłem.

      Ojciec szedł więc z coraz większą pewnością, że wreszcie trafili na miejsce i patrząc to w prawo - na białe pola lotniska z ciemną linią sosnowego lasku w Brzeźnie, to w lewo - na lipy Pelonker-Strasse, za którymi ciągnęły się łagodne bukowe wzgórza, mówił do Mamy, że może warto zatrzymać się tu na dłużej, a może na zawsze - nie, tego jeszcze nie powiedział, bo wolał, by czas, który mieli przed sobą, pozostał otwartą obietnicą. A ja szedłem z nimi, uśpiony, pod sercem Mamy, głową w dół, z piąstką pod brodą i stopami śmiesznie zwiniętymi ku sobie, w ciepłej zatoce wód, opleciony żyłkami, które łączyły mnie z jej ciałem. A skoro szedłem z nimi, Mama musiała przystawać raz po raz dla złapania oddechu, bo przecież wzniesienie, które nosiła pod płaszczem, wzniesienie, w którym kołysałem się w rytm jej kroków, było pewnie równie ciężkie jak brązowa walizka, którą Ojciec niósł w lewej ręce, prawą podtrzymując Mamę, żeby jej było lżej.2


      Narrator autorski kreuje sytuację z perspektywy łona matki. Przejście z roli typowego narratora prowadzącego bohaterów przez Gdańsk i płynne przyjęcie wspomnianej perspektywy jest rzeczywiście oryginalnym zabiegiem artystycznym. A historia opowiadana w tych okolicznościach dotyczy właśnie wielowymiarowego początku. Ojciec i matka muszą dokonać wyboru domu, w którym ma przyjść na świat narrator.
      Możemy też tę sytuację czytać symbolicznie, jako znak zwycięstwa człowieka i literatury nad czasem i kruchością życia.

__________________________

PRZYPISY

1    S. Chwin, Hanemann, Gdańsk 1996, s. 9.
2    Tamże, s. 59.





Powrót na stronę STEFAN CHWIN